kiedyś wyjątkowy mężczyzna
(nie byle nosiciel spodni)
zaskoczył mnie
oczarował
w fazie zakochania
widziałam tylko jego czułość
dbanie o siebie
dzieci
marzenia o małym domku
zgolił wąsy
(nigdy ich nie lubiłam)
...
żyję z facetem
jak tysiące innych
smętnym
chwilami fałszywym
okresami zimnym
bez ognia
...
nie spełniają się marzenia
nie ma udanych związków
(kobietki kłamią
że jest cudnie)
bywają szczęśliwe
w porywach
chwilami...
czy
kobieta jest złą kobietą
podłą matką
żałosną żoną?
gdy zostawia wszystko
znika
wybiera śmietnik!
a może życie z kimś
wydaje się trudniejsze
niż droga
którą
wybiera...
gdy wypłynęły wszystkie
poduszkę pokrywała rosa
nadchodziło uspokojenie
sen
odpoczynek
teraz nie ma ukojenia
tylko ból
narastająca nienawiść
naiwna
głupia
dałam się podejść
oszukać
pretensje???
mam!
do siebie...
od wieków
kobiety liczyły na mężczyzn
na ich silne ramiona
portfel
nikt nie dziwił się
nie oburzał
kosmiczne układy
koszmarne związki
jestem staroświecka
nie szanuję mężczyzn
szczególnie tych
utrzymywanych
przez kobiety...
mogłam być obojętna
chwilami ludzka
mogłam zrobić kawę
mijać Cię
jak stara znajoma
wybrałeś milczenie...
jestem w tym dobra
lekcje niemówienia
opanowałam perfekcyjnie
wiedziałeś
czego nienawidzę
obdarowałeś mnie
ciszą
moja nienawiść
spęcznieje
wybuchnie...
mówisz jak bardzo się boisz
smutnych
milczących ścian
zimnego oddechu
odwróconych pleców
mówisz
o tym co było
czego tak bardzo nie chcesz
pilnujesz się
by łzy
nie rozmazały sytuacji
mówisz...
ktoś wychodzi
milczysz
strach przeradza się
w nienawiść
nie boję się
mogę się uśmiechnąć i przytaknąć
że świat jest piękny
bo jest!
mogę komuś pomóc
siły i możliwości mizerne
ale potrafię
jeszcze tylko przytulę kota
napiszę kilka wierszy
uda się...
mogłam wierzyć
że ucieknę
od obojętności
sterylnych ścian
braku rozmowy
mogłam wierzyć
że się uda
bo "świat jest piękny
a szczęście uśmiecha się
do odważnych"
naiwniara!
tylko ściany
już nie są sterylne
obrosły brudem...
spływają bezproblemowo
na płaszcz
torebkę
wystarczy lekko pochylić głowę
odwrócić w kierunku okna
gdy się postaram
mogę podnieść rękę
zgarniam je palcami
udają koraliki
błyszczą
przestaję się bać
coś ciężkiego wkrótce
odpuści
zeskoczy ze mnie
zniesmaczone
poczekam
nadejdzie faza obojętności...
gdy było źle
pisałam
wyrzucałam z siebie
smutek
złość
każde nieszczęście ubierałam
w odpowiedni kolor
słowa
gdy było źle
zamykałam drzwi
ukryta pod kocem
szukałam snu
wiedząc
że i tak nie będę
nic pamiętała
gdy było źle...
a kiedy było dobrze?
zbieram ostatnie płatki róż bez zbędnego pośpiechu
unikam obrzydliwych pajęczyn
ich długonogich mieszkańców
nadchodząca jesień budzi
niechęć
nadchodząca zima
wstręt
otwarta na miasto
obserwuję wróble
słyszę
klaksony samochodów
z nikim nie walczę o powietrze
nikt nie okrywa się szalem
swetrem
piję kawę
piszę
wypełniam tabelkę
mój pokój
moje biurko
kocham urlopy
innych
czekam na swoje
nie pozbieram grzybów
nie potknę się o pniaczek
nie schowam do kieszeni szyszki
nie położę się na mchu
wśród poziomek
wrzasnę
raz a dobrze
uśmiechnięta
wrócę do siebie
zaczęłam rozliczać świat
Jerzyka
siebie
ze słów
obietnic przecież nie potrzebuję obietnic
świat czasami wydaje się zbędnym balastem
ale jest
romantyczną mnie
zamknięto w puszce logiki
zbyt dobrze kojarzę fakty
wyłapuję słowa i półsłówka
doskonała pamięć parzy
potrzeba poukładania wszystkiego na odrębnych półkach
przeszkadza cieszyć się
kolejnym dniem
jeszcze oddycham
jest paskudnie
każdy dzień budzi strach
powietrze dusi
SAMA zostaję
z przeszłością
teraźniejszością
przyszłością
zamiast ptaków widzę
liście
kwiaty wkurzają i ranią
bardziej niż ludzie
na których przestałam liczyć
na których nigdy nie liczyłam
nie żądam snu
nie potrzebuję kłamstw
nawet przytulenia się boję
szukając w nim ucieczki
pocieszałabym kogoś
nie siebie
zmieniają barwę tęczowe piękne jak kamienie które czyszczę tym nieszczęsnym młotkiem granity niczym kwiaty oplatają mój dom opieram się o skałę w ramionach Skały nie mogę pojąc szczęścia nie opowiem o nim żyję nim
za poziomki z cukrem
truskawkową galaretkę
towarzystwo na cyplu
w trakcie łowienia
nawet za oskrobane ryby
za ganianie ze szmatą
przyjmowanie tłumu gości
Twoich gości
ok!
nie potrafisz?
nie umiesz?
nie chcesz?
ok!
może
łatwiej Ci przyjdzie
pocałowanie mnie w d...
salceson czosnkowy
nie pozwolił nie zabrać się do domu
zadbał o siebie
został
zjedzony
bez musztardy
majonezu
innego badziewia
kawa po salcesonie
owoce
deserek
nie odgoniły senności
zasypiam
pięknie rośnie
nadaje się na solitera
potężne baldachimy
kwiatów zachęcają do podejścia
nęcą
nazwa nie wskazuje zagrożenia
powiem tylko jedno
lepiej przytul się do parzydła leśnego
nie oceniaj nazwy
to może cię zgubić
potrzebuję czasu
na studnię
by do niej dojść
muszę postawić kamień na kamieniu
chlapnąć zaprawą
pomodlić się
by trwała
potrzebuję czasu
na studnię
pada deszcz
nie lubię deszczu
kradnie czas
studnia czeka
kamienie czekają
kurę ubił chłop
przyniósł
nastawił sagan z wodą
wsadziłam kurę do wody
darłam pióra
szybko
cichutko
kiedyś z tych piór tyle dobra tworzyły kobiety
śpiewy były
żarty
życie kwitło
kultura ludowa w siłę rosła
a tu tylko rosół...
alergicznie reaguję na alergię nie potrzebuję jej w swoim zaawansowanym wieku
biedne uszy i biedna ja
słyszę niewiele z tego co chcę usłyszeć
nic z tego czego słuchać nie chcę
opatulona watą
w tunelu
szukam świata
wypadło coś z kieszeni
odwróciłam głowę
smutna
wypowiedziane słowa zwiastowały katastrofę
nie chciałam słyszeć
widzieć
nie przyznałeś się
ciekawe
jak rozwiążesz ten pęknięty problem
obierając jak jabłko
cieszę się długaśnym pasmem skórki
nie dzielę na cząstki
wgryzam się i czekam
aż sok pobrudzi ręce i brodę
wysysam z dziką radością
zdrowy?
ratuje przed miażdżycą
nowotworami
przedłuża młodość
ale jaja!
skąd tylu chorych
skoro cudeńka działa
taki owoc
smaczny!
różowe!
jedna z fioletowym wzorkiem
druga bez wzorków
chętnie wpełzają na stopy
nie lubią obściskiwać się z papuciami
nie przepuszczają komarzycy
udowadniają
że niekoniecznie trzeba być połówkami jednego jabłka
by do siebie pasować